W tym roku mija pięćdziesiąt lat od chwili, gdy po raz pierwszy usłyszeliśmy melodię i słowa piosenki „Herbatka” – piosenki, która stała się hymnem Kabaretu Starszych Panów.
Był rok 1958. Na ulicach obok końskich furmanek królowały samochody marki Warszawa, w domach szczytem luksusu były meble z politurą, a w radiu można było usłyszeć „Kantatę żniwną”, gdyż jazz był zakazany. Aż tu nagle w tym bezbarwnym klimacie telewizja pokazuje pierwszy program Kabaretu Starszych Panów pod tytułem „Popołudnie Starszych Panów”.
I jest to program, który w żaden sposób nie pasuje ani do ówczesnej rzeczywistości (mimo „odwilży” nie jest satyrą polityczną i nie operuje prostym humorem), ani do odbiorcy (przez swoją literackość skierowany raczej do inteligencji, którą skutecznie wytępili ze społeczeństwa najpierw Niemcy, a potem „przyjaciele”).
Sami jego twórcy, Przybora i Wasowski, nie wierzyli, że ich artystyczny wybryk ma szansę na długie telewizyjne życie. Był on tak samo nie do przyjęcia jak i sama telewizja, ironicznie nazywana „radiem z lufcikiem”.
Jednak rzeczywistość lubi płatać figle! Kabaret spodobał się telewidzom od samego początku. Telewidzom tak, ale nie partyjnym towarzyszom. Jednak dzięki wstawiennictwu i poparciu projektu przez Adama Hanuszkiewicza (ówczesnego redaktora naczelnego Teatru Telewizji), który przekonał decydentów o konieczności kontynuowania Kabaretu, ten istniał w telewizji i polskim radiu (jako oddzielne słuchowisko) do 1966 roku, prezentując swoim wielbicielom XVI programów (plus trzy „Nadprogramy” i jeden „Mikrokabarecik” sylwestrowy).
Kabaret Starszych Panów nie był tylko zjawiskiem z pogranicza kultury, literatury, muzyki i mediów. To zjawisko socjologiczne. Gdy nadawano kolejny wieczór duetu Przybora-Wasowski ulice naszych miast i miasteczek pustoszały. Zamożniejsi posiadacze telewizorów zapraszali sąsiadów na program. Przez te kilkadziesiąt spędzonych razem minut zaczynali oni tworzyć, w bezosobowych blokowiskach, jakąś wspólnotę. Oglądali świat i ludzi, który jeszcze nie tak dawno istniał obok nich, a teraz odszedł w zapomnienie. Był to świat pełen ciepłego i dość absurdalnego humoru, barwnych i eleganckich ludzi, świat z odrobiną nostalgii za luksusem minionej epoki.
Gdy Adam Hanuszkiewicz zapytał podczas swojego pobytu w Zakopanem górali, dlaczego lubią oglądać KSP, odpowiedzieli mu, że „tak grzecznych ludzi jak Starsi Panowie, to już teraz nie ma”.
Niezależnie od czasów, społecznego statusu i wykształcenia wszyscy tęsknimy za chwilami, gdy nasza dusza może oderwać się od przyziemności, szarości i powtarzalności dnia codziennego i ulecieć, choć na chwil parę, do lepszego świata, w którym jacyś Nieznani sprawcy podrzucają nam Hrabinę Tyłbaczewską, albo zakochuje się w nas przepiękna Dziewczyna z chryzantemami, a najlepszym lekarstwem na każdy smuteczek jest, obok herbaty, piosenka.
Ta tęsknota dopadła także i nas w Kutnie („co to czasem jak nożem utnie”). Parę osób zaczęło ziszczać swe marzenia i tak w 1995 roku Jeremi Przybora został Honorowym Starostą Kutnowskim, a dziesięć lat później zorganizowaliśmy I „Stację Kutno”. Dotychczas udało się nam gościć: Grażynę Łobaszewską, Lorę Szafran, Aleksandrę Nieśpielak, Janusza Tylmana, Darka Sikorskiego, Michała Tokaja, Katarzynę Groniec, Magdę Umer, Andrzeja Poniedzielskiego, Andrzeja Borzyma, Wojciecha Borkowskiego, Magdalenę Ptaszyńską, Janusza Szroma, Andrzeja Jagodzińskiego, Andrzeja Łukasika i Romana Kołakowskiego,.
Cały czas pracujemy nad naszym „rozśpiewanym dzieckiem”. Chcemy zapraszać do Domu Kultury i naszego miasta jak najwięcej utalentowanych ludzi. Chcemy, aby śpiewali oni dla nas te piękne piosenki i abyśmy MY wszyscy, dzięki muzyce, odbyli „daleką podróż w nieznane”.
Mam nadzieją, „że nie pożałuje Pan”. Ani Pani!
Koordynator projektu Krzysztof Ryzlak